NE_NI logo

Nie tylko przez miesiąc

Maciej Kogut

Miesiąc historii LGBT wciąż trwa. Podobno. Tylko gdzie? Na pewno nie na lekcjach historii, języka polskiego czy wiedzy o społeczeństwie w polskich szkołach – gdzieś w Rzeszowie, w Kaliszu czy w Ełku. Ba! Nawet nie w Warszawie, która wydaje się być tęczową bańką naszej szarawej rzeczywistości.

Na pochwałę zasługuje oczywiście akcja „Tęczowy piątek”, zainicjowana przez Kampanię Przeciw Homofobii w 2016 r. i powtarzana co roku w ostatni piątek października. Jej celem jest wsparcie (głównie psychologiczne) uczniów i uczennic LGBT w polskich szkołach. Nie jest to jednak akcja skupiająca się na szerzeniu wiedzy o queerowej historii. I nie musi być, choć to świetna okazja do tego, by osoby nauczycielskie wprowadzały takie treści do swoich lekcji przynajmniej wtedy, ten raz w roku.

(Bez zaskoczenia) nie mówi się o Miesiącu historii LGBT w mediach, szczególnie głównego nurtu. Nie ma tam przecież miejsca na nieinteresującą nikogo historię, a pojawiający się od czasu do czasu jakże kontrowersyjny skrót LGBT ma raczej zapewnić klikalność artykułom wątpliwej jakości… 

Jeśli nie w Polsce (i jej ośrodkach kultury i oświaty czy w mediach) to gdzie, w takim razie obchodzi się Miesiąc historii LGBT? Patrząc na państwa, w których ma to miejsce w sposób bardziej niż symboliczny, łatwo dojść do wniosku, że są to głównie kraje „zachodnie”. Kraje, których poziom otwartości na queerową społeczność jest wysoki, i w których istnieje równość małżeńska (a przynajmniej w których wprowadzone zostały związki partnerskie).

Można w tym miejscu wysnuć tezę, że kwestie równości praw i szerzenia queer historii idą „ramię w ramię”. Bez wiedzy o przeszłości kształtującej naszą tożsamość (zbiorową i tę indywidualną) i bez rzetelnej edukacji nie ma praw. Nie ma niczego. Bo jak do tego dojść, jeśli o queerowej historii nie wiedzą osoby odpowiedzialne za ustanawianie praw (co doskonale można zauważyć, słuchając wypowiedzi wielu polityków i polityczek w naszym kraju) czy tym bardziej my, osoby LGBTQ+? To m.in. dlatego konieczne jest mówienie o historii LGBT, szczególnie w takich państwach jak Polska. I nie tylko przez miesiąc.

Przykładem potwierdzającym powyższą tezę, może być Wielka Brytania, która ponad 15 lat temu zalegalizowała związki partnerskie, a blisko dekadę temu wprowadziła w życie małżeństwa par jednopłciowych. Równolegle do walki o równe prawa zaczęto obchodzić tam Miesiąc historii LGBT (każdego lutego).

To właśnie od tego czasu mniej lub bardziej zapomnianym queerowym osobom mogła zostać przywrócona godność odebrana za życia. Wystarczy wspomnieć Alana Turinga – „ojca informatyki”, m.in. odpowiedzialnego w dużej mierze za „złamanie” kodu enigmy. Po wojnie wypchnięty poza margines społeczeństwa, potraktowany jak kryminalista, zapomniany. Będąc osobą homoseksualną, został oskarżony o „naruszenie moralności publicznej” i zmuszony do wyboru pomiędzy karą więzienia a podjęciem się terapii hormonalnej (na którą ostatecznie się zdecydował, i która stała się początkiem tragicznego końca jego życia). W 2009 r. premier Wielkiej Brytanii, Gordon Brown, przeprosił za niesprawiedliwe potraktowanie naukowca, a w 2013 r. królowa Elżbieta II pośmiertnie go ułaskawiła. W 2019 r. Turing został uznany przez Brytyjczyków najwybitniejszą postacią XX wieku. To oczywiście nie przywróci życia geniuszowi, ale znajomość jego historii i stanowisko państwa wobec niej może pomóc uchronić tych, którzy to życie mają dopiero przed sobą. Może pomóc zapobiec powtórzeniu się historii.  

Powyżej widoczny jest też inny cel, który powinien przyświecać obchodom Miesiąca historii LGBT – zwrócenie uwagi na lokalne historie. Jest to niezwykle ważne dla budowania poczucia wspólnoty, dla ukazania jej piękna i różnorodności. Historie konkretnego państwa, regionu lub miasta. To nie muszą, a nawet nie powinne_ni być tylko wielkie_cy bohaterki i bohaterzy, odległe ikony, a raczej ludzie tacy jak my, którzy zawsze gdzieś byli i prowadzili mniej lub bardziej „zwykłe” życie. Queer historia to nie tylko przywoływane ciągle zamieszki w Stonewall, to nie mityczna Safona lub cesarz Hadrian. To również nieodkryte jeszcze biografie, opowieści, wątki. 

Na niektóre z nich jest już niestety za późno i wiele z nich już nigdy nie poznamy. Ale wciąż mamy szansę, by wyciągać lekcje, które daje nam historia. I choć Miesiąc historii LGBT – tak jak pamięć o przeszłości – nie powinien trwać tylko przez krótki, określony wycinek roku, to może zainspiruje on kogoś do zadania sobie pytań, do wykorzystania pozostałego nam czasu.