NE_NI logo

The category is…

Z Bożną Wydrowską i Danilem Vitkovskim rozmawia Mateusz Bautembach 

Fot. powyżej Marta Kaczmarek

Cofnijmy się teraz o 40, 50 lat do Nowego Jorku. Wielka, bardzo dynamiczna, wielokulturowa metropolia, równocześnie pełna nierówności i niesprawiedliwości. To tam powstała kultura ballromowa. Została stworzona przez społeczność mniejszości seksualnych i etnicznych. Osoby wykluczone były marginalizowane zawodowo, często wyrzucane z domu, żyły w opresyjnym i przemocowym świecie. Dodajmy do tego ignorowaną przez ówczesny rząd epidemię HIV/AIDS.  Ich ucieczką od tego świata były bale. Odbywały się one w undergroundowych miejscach, gdzie szukając odrobiny normalności, osoby rywalizowały w tańcu. Królował tam voguing – styl inspirowany pozami z modowych okładek, wokół którego na przestrzeni lat powstało wiele performatywnych kategorii. Ich biologiczne rodziny zastępowały rodziny z wyboru i tak zaczęły powstawać poszczególne domy. Każda z tych osób miała swoje marzenia o lepszym, bardziej sprawiedliwym świecie. Wyrażali to poprzez ruch, taniec i stylizacje. Voguing i kultura ballroomowa dotarły także do Polski. W dużej mierze dzięki Bożnie i Danilovi, którzy w 2019 roku założyli warszawski Kiki House of Sarmata. Oprócz tego, do niedawna należeli do prestiżowego grona Royal House of Milan w Nowym Jorku, teraz będą częścią nowego, powstającego międzynarodowego domu. Szerzą kulturę ballroomową, uczą tańca, organizują eventy i spełniają swoje marzenia.

Mateusz Bautembach: Jak to się wszystko zaczęło, że w ogóle trafiliście na voguing? Nie jest to przecież bardzo popularne, zwłaszcza kilka lat temu, kiedy rozpoczynaliście swoją przygodę?

Danil Vitkowski: Ja to odkryłem chyba w 2014 roku, kiedy tańczyłem jeszcze hip-hop i inne streetdancowe style. Pojechałem wtedy na obóz taneczny, gdzie były najróżniejsze zajęcia i był tam też voguing. Wtedy stwierdziłem, że muszę spróbować. Ciekawiło mnie to równie bardzo, co i napawało strachem, bo był taki stereotyp, że jest to niezwykle kobiecy styl i tak też wygląda. Osoby w moim towarzystwie i ogólnie w tym mieście myślały, że to jest styl dla dziewczyn lub dla, tak jak mówili, „pedałów”. Miałem jakieś 13 lat, nie wiedziałem wtedy tak naprawdę kim jestem i jaką mam orientację i było mi ciężko spotkać się z tą konfrontacją i hejtem, ale miałem jakieś tam wsparcie od kilku osób, miałem dużo siły wewnętrznej i powiedziałem, że „jebać, zapłaciłem za wszystko, więc idę na wszystko”. Więc po prostu poszedłem na te zajęcia, bardzo mi się to spodobało i odnalazłem się w tym. Coś mnie przyciągało, na początku nie wiedziałem co, ale potem zrozumiałem, że właśnie w tym tańcu i tej kulturze mogę wyrazić siebie, swoją ekspresję, taką bardziej kobiecą, którą w sumie zawsze miałem, bo zawsze byłem bardziej delikatnym chłopakiem.

Bożna Wydrowska: U mnie wyglądało to podobnie, bo też pierwszy raz dowiedziałam się o voguingu na obozie streetdancowym. Był to w ogóle pierwszy obóz taneczny, na który pojechałam. I to było dla mnie również coś bardzo dużego, bo nie miałam wtedy też doświadczenia w tańcu. To był intensywny obóz, gdzie cały czas poznawaliśmy jakieś style taneczne. Pod koniec wyjazdu każdy z domków musiał zrobić showcase, no i domek chłopaków wykorzystał voguing w taki prześmieszny sposób, bo udawali, że są laskami, machali dziwnie rękami i generalnie chodziło o to, że to był “taniec gejów”. I to już mnie wtedy bardzo zainteresowało, bo to było dla mnie coś dziwnego i odmiennego. I w sumie teraz to wydaje mi się smutne, że po raz pierwszy spotkałam się ze słowem voguing mając jakieś 15 lat i miało to od razu kontekst prześmiewczy. Ale fakt, że jest to taniec gejów, którzy imitują i przekonstruowują zachowanie i obraz kobiety bardzo mnie zainteresował. Niestety, nie udało mi się znaleźć żadnych informacji, a na youtube widziałam jakieś dziewczyny rzucające się na ziemię do agresywnej muzyki, co wydało mi się niepokojące. Po latach ktoś zwrócił mi uwagę, że jak tańczę to mam takie voguowe ręce. W końcu, będąc już bardziej świadoma, mając 18 lat, pojechałam na największy obóz streetdancowy w Europie, może nawet wtedy największy na świecie, wiedziałam, że będzie tam Javier Ninja, był też zapowiedziany voguing i bardzo chciałam wtedy poznać to lepiej od kogoś, kto się na tym naprawdę zna i kto się w tym specjalizuje. Javier pokazał nam na czym polega voguing, przybliżał nam wtedy jedynie swoją kategorię Vogue New Way, pomijając inne. Towarzyszyła mi wtedy ekscytacja, że to zahacza o tak niedostępny świat mody i, że wiąże się to z kulturą queerową, chociaż wtedy nie miałam takiego słownictwa, nie nie słyszałam nawet o takim określeniu jak queer. Ale oprócz warsztatów ruchowych, które były bardzo inspirujące, zwrócił uwagę też na aspekt kulturowy i opowiedział o kulturze club kids, wspomniał o „Paris is burning”, zaczęłam robić research i okazało się, że to jest właśnie coś, co mnie bardzo interesuje. Coś w czym czuję, że się odnajduję, bo tak jak Danil czułam się inna niż wszyscy, a moje zainteresowania nie były zazwyczaj, takie jakie mają moi rówieśnicy. Często też czułam się wykluczona przez swoje poglądy. Czyli np. jak równieśnicy Danila mówili „pedał”, moi też tak mówili i też uczono mnie, że to jest prawidłowe, a ja zawsze, byłam na „nie”. To samo miałam z jedzeniem mięsa, już od 14 roku życia stanowczo mówiłam „nie”. Podobnie miałam ze stylem ubierania się czy z zachowaniem. Więc poczułam, że ta kultura jest miejscem, gdzie mogę poczuć się bardziej zaakceptowana niż wśród społeczeństwa wokół mnie czy w szkole. Jak miałam 18 lat czyli w 2012 roku wróciłam do Gdańska z nową zajawką.

Fot. Karolina Jackowska

MB: Wasz dom, który założyliście, to Kiki House of Sarmata. Co Wam daje bycie w nim, wśród Waszej rodziny?

DV: Bardzo lubię nasz dom, bo myślę, że stworzyliśmy zgraną grupę ludzi i są to utalentowane i bardzo zdolne osoby, ale też mamy duże wsparcie i osobiście bardzo dobrze się czuję wśród tych osób. Mam z nimi poczucie bezpieczeństwa, pewność, że mogę powiedzieć co chcę, mogę być maksymalnie szczery, mogę popełniać błędy i liczyć na pomoc innych. Wiadomo, że trzeba też sporo dawać od siebie, ale dużo mi też to daje wsparcia. Myślę, że bez tego czułbym się bardzo samotny mieszkając w innym kraju. A to jest właśnie taka wybrana rodzina i robimy dużo razem. Święta, imprezy, bale, więc takie zupełnie różne sytuacje. Myślę, że konstrukt takiej rodziny wybranej jest wspaniały, bo mamy możliwość, żeby budować tę rodzinę w taki sposób, w jaki chcemy i ją rozwijać, to jest bardzo płynne. I dzięki temu udaje się stworzyć maksymalnie komfortowe warunki dla wszystkich, a nie jak czasem bywa w formalnych rodzinach, gdzie to może iść w zupełnie inną stronę, kiedy osoby mogą czuć się bardzo ograniczone. Tutaj jest dużo wolności w tym jak możemy się wyrażać i zachowywać.

BW: Ja mogę jeszcze dodać, że dzięki temu jest takie poczucie sensu, że gdzieś zmierzasz i nie jesteś w tym sam_a. Również obserwowanie tego, jak one się zmieniają i rozwijają na przestrzeni czasu, jako osoby przechodzące transformację, jako performerzy i performerki, jest piękne. Lubię też sam fakt, że masz taką sprawczość i możesz dostrzec w ludziach potencjał i go rozwijać, to naprawdę samo w sobie jest niezwykle inspirujące i motywujące do działania. Faktycznie ten sens, że angażujesz osoby w coś, że coś im pokazujesz, a to wszystko ma jeszcze jakieś przesłanie, bo udowadniasz, że można być akceptowanym, że można akceptować swoje ciało, to daje bardzo dużo. I jest to niezwykle istotne , zwłaszcza dla osób, które nie mają idealnych biologicznych rodzin albo nie są w jakiejś uprzywilejowanej pozycji. To jest super, że my, jako osoby wykluczone, same_mi możemy stworzyć swoją przestrzeń na własnych zasadach działając kolektywnie. Piękne też jest to, że ludzie w naszej rodzinie są zróżnicowani, są z różnych miejsc i z różnych krajów, robią inne rzeczy, są w różnym wieku, a mimo wszystko jest między nami nić porozumienia i wsparcie. Fajnie, że jesteśmy razem w jednym miejscu, bo fizycznie nasz house jest tutaj i my też jesteśmy tutaj. Ta faktyczna obecność bardzo dużo daje.

Fot. Paweł Wyłąg

MB: Ale nie jesteście jedyni w Polsce, jakie są jeszcze inne housy?

DV: To może powiem jeszcze skąd się wziął ten podział na różne rodzaje domów, ponieważ są major i kiki housy. Na początku scena była jedna, główna. Później przyszły nowe osoby i zrozumiały, że nie mają przestrzeni dla siebie, bo nie mają jeszcze tego doświadczenia i umiejętności, żeby wygrywać. Po drugie, wiele osób nie miało ukończonego wtedy 21 roku życia i nie mogło wejść na niektóre bale, które były w klubach. Ta grupa osób postanowiła stworzyć kiki scenę, kiki bale, czyli przeznaczone dla młodszych, for fun, mniej na poważnie. Teraz w obecnych czasach, w całym ballroomie na całym świecie, istnieją dwie sceny: kiki i major, istnieją właśnie housy i bale w obrębie tych dwóch scen. Są osoby, które przynależą do większych międzynarodowych major housów, a jeżeli chodzi o polskie kiki housy, to jesteśmy my i jest Kiki House of Femina, też z Warszawy, był też trzeci Kiki House of Army, ale niestety się zamknął.

BW: To jeszcze dodam dwa zdania co do Kiki sceny. W dokumencie „Kiki” jest to dobrze pokazane, że ta scena generalnie jest przeznaczona dla młodych nastolatków i często te treningi młodych osób odbywają się w lokalnych centrach kultury, że jest to bardzo prospołeczne, bo edukuje się ich też na temat hiv, aids. Tak, że oprócz tej zabawy, queerowe dzieciaki z ulicy mają jakieś swoje bezpieczne miejsce i mogą odnaleźć w tym sens.


MB: Mówili_łyście wcześniej, że się bardzo wspieracie w Waszym domu, jednak w filmach czy serialach, które oglądałem, rywalizacja pomiędzy domami jest dość spora. Czy to prawda, czy może to po prostu podgrzewanie atmosfery na scenie?

BM:
To o czym mówiliśmy wcześniej odnosi się do naszego warszawskiego domu. Natomiast jeżeli chodzi o major scene w Nowym Jorku, Danil może się bardziej wypowiedzieć jak to jest, ponieważ niedawno stamtąd wrócił.

DV: Na scenie międzynarodowej są spore rywalizacje. Zdarzają się nawet większe konflikty, podczas których dochodzi do przemocy. Przez to bal może się nawet zakończyć przed czasem. Mówię teraz o Stanach Zjednoczonych, byłem świadkiem takiej sytuacji w Nowym Jorku. Sądzę, że dzieje się tak przez kulturę macho, która ma duży wpływ wśród osób koloru w Stanach, łączy się to z systemem obronnym i stanowi realia ich życia.

MB: W Stanach ballroom się narodził i jest to już wieloletnie zjawisko. Ale jak oceniacie poziom kultury ballroomowej w Polsce?

BM: Zależy w jakim kontekście. Wszystko zmieniło się z włączeniem ballroomu do kultury masowej i poszerzeniem świadomości społecznej na ten temat. Duży wpływ miało też połączenie sił moich i Danila w Warszawie. Od kiedy my działamy wspólnie, od 2019 roku, społeczność się powiększyła, a nasze dzieci już przed pandemią zdobywały grand prizes za granicą. Jest coraz więcej osób, które w każdym kolejnym balu biorą udział w kategoriach na balach.

DV: Wiadomo, że porównując do Nowego Jorku czy Paryża to jest bardzo duża różnica w poziomie czy ilości ludzi, którzy faktycznie działają i coś robią. Ale jeśli chodzi o dynamikę progresu w Polsce to faktycznie jest bardzo szybki rozwój teraz, w ostatnich latach. To wszystko napędza i coraz więcej ludzi dowiaduje się o tym i uczestniczy w balach, co przekłada się na organizowanie większej ilości tego typu wydarzeń. 

Fot. Alisa Bukowicz

BM: W Stanach powstało to wszystko z jakiejś konkretnej potrzeby w latach 70. I uważam, że porównywanie sceny ze Stanów i w Polsce jest trochę nie na miejscu. Działamy tutaj na wzór tego, co w Stanach się rozwijało przez 30–40 lat. Mówi się, że do Stanów najbardziej zbliżony jest Paryż, ale Francja to też  kraj, który kolonizował. Większość osób na scenie paryskiej to są osoby koloru. I tutaj mi się wydaje, że bardzo istotny jest aspekt tego, że u nas, w Polsce, jesteśmy dość homogenicznym krajem – nie jesteśmy tak zróżnicowani, a na scenach zagranicznych istotnym aspektem jest fakt, że jest to kultura osób koloru, więc na zachodzie rozwija się to szybciej i dynamiczniej, bo właśnie takie osoby szukają dla siebie przestrzeni. To wszystko ma wymiar intersekcjonalny. U nas jest to na razie kwestia orientacji, naszego bycia mniejszością  i nierówności wobec praw społecznych. Na zachodzie natomiast dochodzi jeszcze aspekt rasizmu. Sceny w poszczególnych krajach są naprawdę różnorodne, są odpowiedzią na potrzeby osób z różnych społeczności. Każda scena jest inna i, na swój sposób, wspaniała.

MB: Zdradźcie, proszę, jaka jest Wasza ulubiona kategoria? Czy macie taką, w której czujecie się najlepiej?

DV:
Chyba nie mam jednej ulubionej kategorii, to się często zmienia. W tym momencie najwięcej stawiam na vogue femme, bo jakoś chyba najbardziej to czuję i bardzo mocno się w tym rozwijam. Do tego mam największą motywację. Poza tym bardzo też podoba mi się sexy performance to RnB, bo bardzo lubię muzykę RnB i tańczyć sexy! Kocham też runway with a twist, bo jest to takie połączenie energii męskiej i kobiecej. I też mam bardzo dobrze opanowane te dwie techniki runwayu, więc fajnie to wykorzystać razem.

BW: Ja też, jeśli chodzi o wychodzenie w kategorii, to wybrałabym runway with a twist, bo faktycznie mamy tutaj połączenie dwóch runway’ów. Chodzimy, zarówno bardzo kobieco, jak i bardzo męsko. Oczywiście wszystko  „kobieco” i „męsko” w cudzysłowie. Ale jest też ten aspekt fashion, gdzie musisz mieć super stylizację. Osobiście uwielbiam też modę, więc dla mnie to jest bardzo ekscytujące, gdy  muszę sobie przygotować jakiś outfit, który później animuję, performuję na wybiegu. Zazwyczaj chodzę też w kategorii old way. Jeśli chodzi o oglądanie kategorii, to właśnie taką, którą tak bardzo podziwiam jest na przykład butch queen vogue femme, czyli chłopców tańczących femme. Jest to dla mnie piękne i inspirujące. Lubię też sex siren gdzie wybiera się najbardziej seksowną osobę z całego ballu i dla mnie to ciekawe zjawisko i bardzo transgresyjne. Właśnie gdy oglądam te dwie kategorie jestem bardzo poruszona. Wszystko co znam i czego się nauczyłam w procesie enkulturacji, nagle zostaje przełamane a to, co widzę jest jakimś nieoczywistym i pięknym  zjawiskiem. Chciałabym na żywo też zobaczyć kiedyś kategorię realness w Stanach, bo nigdy nie miałam okazji.

MB: Bardzo często mówi się właśnie na scenie o realness. A na czym polega ta kategoria?

BM: Realness to jest zestaw różnych kategorii na balach, a samo określenie, jest miarą tego, czy jesteś „enough real to pass on the street without getting beaten up”. Wywodzi się z tego, że osoby queerowe musiały ucieleśniać pewne gesty i zachowania, żeby móc przeżyć, żeby być akceptowanym w społeczeństwie. Składają się na to heteroseksualne wzorce zachowań i wygląd. Chodzi o autentyczność w heteronormatywnej kreacji. To jest dla mnie też ciekawe kulturowo, bo odsłania pewne nabyte wzorce zachowań, których jesteśmy uczeni i unaocznia ich performatywność i naśladowczy charakter.


MB: Voguing wychodzi z podziemi i wkracza na salony też przez popkulturowe produkcje muzyczne czy telewizyjne. Czy to dobry kierunek dla tego rodzaju kultury? Czy ta coraz większa popularność nie grozi komercjalizacją i zatraceniem autentyczności?

DV: Ballroom się zmienia i rozwija. I faktycznie idzie to trochę w stronę komercjalizacji. Ale to jest po prostu fakt, że tak się dzieje. Nie da się jakoś za bardzo zmienić tego kierunku. Jedyne, co wszyscy ze społeczności starają się robić, to zapobiegać sytuacjom, w których ta kultura jest pokazana nieodpowiednio – żeby edukować ludzi, aby podchodzili oni z szacunkiem do jej korzeni i historii. Cały świat zmienia się tak dynamicznie i tak szybko, że, jak wiadomo, ma to wpływ również na kultury i subkultury. 


BM: No właśnie, to ma dwie strony medalu. Bo z jednej strony to trochę traci na swojej naturalności i autentyczności. A z drugiej strony, jeśli szersze grono odbiorców ma do tego dostęp to i szersze grono  może zmienić swój światopogląd i opinie na różne tematy. To też może być taką deską ratunku dla osób queerowych oraz jest na pewno bardzo otwierające i inspirujące dla osób niequeerowych. Jeśli chcemy to wykorzystywać, a jest to wykorzystywane i eksplorowane na różne sposoby, to musimy też pamiętać z czego wyszła ta kultura i kto ją tworzy. Trzeba mieć na uwadze, że jeżeli chcesz ją wykorzystywać, musisz mieć środki do tego i pewnego rodzaju świadomość czym operujesz – z jaką kulturą masz styczność. Nie można zapominać również, że jeśli chce się być w tej kulturze to trzeba ją zgłębić. To nie jest tak jak większość widzi  „ooo, bale, przebieranki, że to jest takie ładne”.  Nasza kultura niesie ze sobą ogromny ładunek społeczno-polityczny i trzeba się liczyć ze wszystkim, nie tylko tym, co jest ładne, miłe i atrakcyjne. Nie można sobie wziąć tylko tego, co jest atrakcyjne wizualnie np. tylko tańca. Trzeba być świadomym, że ten taniec, i jego skodyfikowane na przestrzeni lat gesty, mają swoje źródło i znaczenie. Teraz uczymy się voguingu jako profesjonalnego tańca, ale pamiętajmy, że nie stworzyli go profesjonalni tancerze, lecz osoby marginalizowane, które z własnej potrzeby ekspresji, improwizując na ulicach, klubach czy balach starały się odzyskać swoją autonomiczną przestrzeń nie tylko geograficznie ale też tożsamościowo.

MB: Na początku kwietnia zorganizowaliście benefit dla Ukrainy – Aftermath Ball. Co tylko pokazuje, że sztuka i taniec może łączyć się z działalnością aktywistyczną, to też forma protestu. Widziałem performerów i performerki z Ukrainy. Danil, Ty też pochodzisz z Ukrainy. Jak sobie radzisz z obecną sytuacją?

DV: Dajemy radę, bo musimy, nie ma innej opcji. Staramy się wspierać nawzajem i nie pozostawać obojętnymi. Osobiście staram się też pomagać ludziom, działać aktywistycznie i artystycznie, kreatywnie. Robić jakiś statement, przez sztukę wyrażać swoją pozycję, emocje i jakoś oddziaływać na ludzi.

MB: Voguing w jakiś sposób pozwala na poczucie się kimś innym (albo właśnie poczucie się sobą), daje przestrzeń na ekstrawagancję, wyrażanie emocji i swoich marzeń. Jakie są Wasze marzenia?

BM
: Moim marzeniem jest to, żebym mogła się cały czas rozwijać. Żebym miała tę możliwość w ciele i w głowie. Żebym miała wokół siebie ludzi, którzy też będą mi otwierali głowę na różne perspektywy, żebym mogła się też wymieniać swoimi doświadczeniami z innymi. Może to nie jest nic konkretnego, ale łączy się też na pewno z jakimiś podróżami. Chcę poznawać świat i się rozwijać jako performerka, artystka, jako osoba, jako matka, jako córka.

DV: W sumie miałem takie największe marzenia, żeby pojechać do Stanów, wygrać bale, zrobić duży projekt i mieć 10000 followersów i wszystko się spełniło w jeden miesiąc! Teraz marzę o zwycięstwie Ukrainy i o końcu wojny, o poczuciu beztroski, którą nie wiem kiedy ostatnio odczuwałem, no i też o miłości.

Fot. Milena Liebe

Bożna Wydrowska – artystka wizualna, performerka oraz choreografka. Jedna z pierwszych osób, które zapoczątkowały kulturę ballroom w Polsce. W latach 2014 – 2021 należała do międzynarodowej rodziny – Royal House of Milan działającej już od 1989 roku w Nowym Jorku. Od 2016 kuratorka Balu u Bożeny – wydarzenia performatywno-tanecznego w Warszawie, łączącego ballroom z lokalną sceną muzyczną oraz od 2019 współzałożycielka Kiki House of Sarmata – kolektywu artystycznego kultywujący polski ballroom. Oprócz działalności na scenie ballroomowej interesuje się choreografią eksperymentalną oraz alternatywnymi praktykami pracy z głosem. (fot. K. Lipiec)

Danil Vitkowski – pochodzący z Ukrainy voguer. Jedna z najbardziej rozpoznawalnych sylwetek ballroomowej sceny Europy. Obecnie mieszka i rozwija kulturę ballroom w Warszawie, pracuje jako tancerz i choreograf, zajmuje się organizacją balów. (fot. Dawid Nick)