NE_NI logo

Cudowne (szalone) lata

Z Anną Włodarczyk i Aminą Dargham – zespołem Cudowne Lata – rozmawia Maciej Kogut

Fot. powyżej Katarzyna Szenajch

Zakochana para polsko-libańska, Anna Włodarczyk i Amina Dargham. Jako zespół Cudowne Lata zadebiutowały w połowie 2018 r., wydając swój minialbum, Demo. Później przyszedł czas na pierwszą płytę długogrającą, Kółko I Krzyżyk, z promującymi ją singlami takimi jak Zapach I Ty, Po Szkole czy Huang Huang. Publiczność pokochała ich pełne miłości i ciepła muzyczne opowieści, wpadające w ucho melodie, charakterystyczny wokal Ani i melancholijne gitarowe brzmienia rodem z przełomu lat 80. i 90. Ale to nie retronostalgia stoi w centrum ich twórczości. Bo – jak wynika z naszej rozmowy – „cudowne lata” nie minęły, a wciąż trwają i można je odnaleźć w codziennej czułości, w byciu dobrymi dla siebie. Nawet jeśli w ostatnim czasie świat przechodzi przez ciężki okres, co również komentujemy podczas jeszcze przedwiosennego wieczoru. Wieczoru pełnego wspomnień o kolorowych początkach znajomości dziewczyn czy o libańskich korzeniach Aminy, które zainspirowały zespół do stworzenia własnej audycji radiowej, Ya Habibte. Rozmawiamy więc o tym, co było, ale i o tym co teraz. Oraz czego możemy spodziewać się od nich w najbliższym czasie.

PO SZKOLE
Początki historii Ani i Aminy sięgają o wiele dalej niż 2018 r. Można wręcz powiedzieć, że założenie Cudownych Lat było naturalnym krokiem, dzieckiem dekady pełnej doświadczeń i docierania do siebie. Poznały się już ponad dziesięć lat temu, kiedy obie działały w różnych kolektywach feministycznych i queerowych – Ania w zespole Toples i w Wilczych Jagodach, Amina w Transloli.

Na obozie feministycznym FALa (2011 r.), na którym organizowałam zajęcia m.in. z jogi czy herstorii, z inicjatywy mojej koleżanki powstały warsztaty muzyki „lesbopolo” – wspomina Ania. I to właśnie tam zawiązała się grupa muzyczna Toples, z którą później grałyśmy na eventach aktywistycznych. W klubach, których już nie ma, więc wspominam to z sentymentem. Było też zabawnie, bo nie wszystkie potrafiłyśmy grać i śpiewać. A później przyszedł czas na kolejny zespół – Wilcze Jagody. To wtedy zaczęłyśmy romansować z Aminą. Napisała do mnie, że podobał się jej nasz koncert, jak gram na gitarze… Ale znałam ją wcześniej, jeszcze przed działaniem w Toples. Wiedziałam, że w Krakowie mieszka pewna dziewczyna o arabskich korzeniach, która wymiata na gitarze w zespole Translola. Miałam wtedy jeszcze chłopaka, ale Amina już mi się bardzo podobała. Jeszcze wcześniej, gdy Ania studiowała prawo i dziennikarstwo w Warszawie, Amina wchodziła w nowy etap życia. W Krakowie, do którego przeprowadziła się w wieku 19 lat. Nie wiedząc, co czeka ją w oddalonej od rodzinnego Bejrutu Polsce (z której pochodzi jej ojciec) rozpoczęła studia na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, na kierunku malarskim. To było coś nowego. Nie wiedziałam do końca jak będzie w Polsce, ale pomyślałam, że na pewno jest lepiej niż w Libanie. Chciałam zaznać wolności, wyjechać od rodziców i pożyć na własną rękę. W Bejrucie siedziałam trochę „w szafie” i choć wychodziłam do queerowych miejscówek, to jednak po kryjomu.

Fot. Katarzyna Szenajch

YA HABIBTE
Kiedy cały świat stanął w miejscu za sprawą pandemii, dla dziewczyn nastał bardziej refleksyjny czas. Ania zaczęła m.in. częściej dopytywać Aminę o jej korzenie i tożsamość libańską. Równolegle doszło do tego pogłębione eksplorowanie kultury, a w szczególności muzyki współczesnej z Azji Zachodniej i Afryki Północnej. Na szczęście postanowiły nie zostawiać tych historii wyłącznie dla siebie, a podzielić się nimi z innymi. Robią to od początku października 2021 r. za sprawą audycji radiowej Ya Habibte [arab. „Tak, kochanie”], której można posłuchać na żywo co cztery soboty o 12:00 w Radiu Kapitał lub odsłuchać w dowolnym czasie na stronie internetowej radiostacji.

Oczywiście pomysłodawczynią była Ania – śmieje się Amina. Pomyślała sobie: „Masz korzenie libańskie, zróbmy coś z tym. Musimy to jakoś rozprzestrzenić, pokazać. Przecież tam się dzieje tyle fajnych rzeczy, jest tyle pięknej muzyki. Mówmy o tym”. Zgłosiłyśmy więc pomysł na audycję do Radia Kapitał i od jesieni opowiadamy w nim o piosenkarzach, pieśniarzach, kultowych twórcach i diwach libańskich, o didżej(k)ach i muzyce współczesnej, elektronicznej. Staramy się też w miarę możliwości tłumaczyć o czym jest dana piosenka. Niestety nie rozumiem wszystkiego, bo niektóre piosenki są w różnych dialektach. Mnie najbliższy jest libański, ale ponieważ syryjski czy palestyński są do niego dosyć podobne, to z nich też jestem w stanie trochę odczytać.

A jak wpłynęło to na samą Aminę?

To jest trochę takie grzebanie w moich wspomnieniach, ale pozytywne – przyznaje. Znów zechciałam pojechać do Libanu, w którym tak dawno nie byłam. Przypominają mi się libańskie uliczki, różne sytuacje z Bejrutu, z klubów, do których chodziłam. Ciepło mi z tym na sercu. To było coś, czego mi brakowało.

Pracując nad audycją, Ania sporo czasu poświęca nie tylko na odkrywanie muzyki, ale też intensywnie śledzi sytuację socjo-polityczną w Libanie. Opowieści o konkretnych artyst(k)ach i utworach uzupełniane są więc często zarysem kontekstu historyczno-społecznego.

Dla przykładu: w Polsce trzymamy się wszędzie za ręce. Może gdybyśmy były młodsze, to czułybyśmy się mniej pewnie. A teraz? Jak ktoś nas nie lubi to się nie przejmujemy. Ale w Libanie sytuacja jest o wiele gorsza. Obserwuję np. instagramowe konto Beirut By Dyke, tworzone przez osobę artystyczną i aktywistyczną, która m.in. przez komiksy czy krótkie filmiki opowiada o queerowym życiu w Bejrucie, mieście bardziej „zachodnim”, porównując go do innych miast z tamtej części świata. Widać, że kwitną tam kluby LGBTQ+, działa wiele fantastycznych drag queens, ale w rzeczywistości nie jest tak kolorowo – wobec prawa działania te są częściowo nielegalne. W kodeksie karnym jest napisane, że za homoseksualność można iść do więzienia. Jest to niby martwy przepis, ale i tak panuje tam inny klimat kulturowy. Z naszych rozmów zrozumiałam, że w Polsce było i jest jednak trochę lepiej.

W audycji dziewczyny skupiają się jednak głównie na pozytywnych wątkach queerowych w muzyce Azji Zachodniej. Na początku drugiego odcinka Ya Habibte możemy na przykład poznać zespół Tootard – złożony z dwóch braci pochodzących ze spornego rejonu Wzgórz Golan – i ich utwór Ya Ghali [arab. „Najdroższy”], którego miłosny tekst wyśpiewany jest mężczyźnie przez mężczyznę. W późniejszych audycjach przedstawiona zostaje też m.in. Fatima Al Qadiri, twórczyni współczesnej muzyki elektronicznej. Na jej wydanym w 2017 r. minialbumie, Shaneera, wzięły_li gościnny udział również inn* queerow* artystki_ ści; zmuszone_eni jednak ze względów bezpieczeństwa do posługiwania się pseudonimami. Podczas naszej rozmowy natomiast, jako jeden z najbardziej kolorowych przykładów queerowej sztuki libańskiej, dziewczyny przywołują postać Bassem Feghali, czyli ikoniczną drag queen, która……

działa do dziś, ale bardzo znana była już w latach 90. To fascynujące, że istniało wtedy show telewizyjne prowadzone przez osobę queerową i że było tak popularne. Wszyscy w domach zasiadali przed telewizorami i na to czekali! I pomimo nastrojów społecznych, Bassem już wtedy była osobą akceptowaną i bardzo lubianą. Jej zasługi są wielkie, bo za sprawą tego show, queer przedostał się do domów Libańczyków_nek. Queerowała kraj, wcielając się w ulubione diwy Azji Zachodniej, takie jak legendarne Feiruz czy Sabah. I nie była to parodia, przysłowiowy „chłop przebrany za babę” – to było pionierskie. I pomogło zmienić trochę mentalność Libańczyków, przybliżyć coś, co było dla nich obce i napawało lękiem, coś, co oficjalnie jest zakazane.

DINOZAURY I KOSMICI
Druga płyta Cudownych Lat ukazać się ma jesienią, a choć jej tytuł jeszcze nie jest potwierdzony, roboczo została nazwana po swojej „chrzestnej” – audycji Ya Habibte. Niestety, karty wciąż nie mogą zostać do końca odkryte, ale pewne jest, że motywów pochodzących z Azji Zachodniej i Afryki Północnej nie zabraknie i będzie ich zdecydowanie więcej, niż na pierwszym krążku. Tam można było się ich doszukiwać np. w hipnotyzującym intro utworu I Koniec Końców. Tym razem można spodziewać się instrumentalnych, awangardowych smaczków, co słychać już w singlu Dinozaury i kosmici, w którym Amina gra na sazie, zastępującym klasyczne brzmienie gitary. Bazą nadal pozostać mają tradycyjne chwytliwe melodie, tym razem jednak silnie inspirowane popem arabskim i uzupełnione taneczną produkcją. Produkcją, za którą odpowiada Ania, przy najnowszym projekcie widocznie pewniejsza siebie i swoich nowych umiejętności. Do tego Amina zaśpiewa po arabsku (nie wspominając, że odpowiedzialna była za teledysk do Dinozaurów i kosmitów), a na koncertach, na których ma być zdecydowanie bardziej tanecznie, dołączy do nich basistka, Nela Gzowska. Świat oszalał i, jak widać, Cudowne Lata razem z nim. Z czego śmiejemy się podczas spotkania.

Fot. Katarzyna Szenajch

Zmiany dotykają jednak nie tylko sfery muzycznej, ale i warstwy lirycznej. Album Kółko I Krzyżyk poruszał przede wszystkim tematy około miłosne, opowiadając o związku Aminy i Ani w sposób niezwykle ciepły i intymny. I, co prawda, z najnowszej płyty znamy na razie tylko tekst do Dinozaurów i kosmitów (napisany przez Katarzynę Michalczak, odpowiedzialną choćby za słowa do Huang Huang z 2019 r.), to wyczuć można już teraz, że Cudowne Lata pokuszą się o pewien komentarz społeczny, nawet jeśli z przymrużeniem oka i humorem jak przy głównym singlu.

Cudowne lata went crazy (śmiech). Rzeczywiście, w tekstach to wybrzmi. Słowa do Dinozaurów i kosmitów można uznać za komentarz, ale nie dosłowny. Nie przewidziałyśmy tego, że wybuchnie wojna w Ukrainie, a właśnie w tym utworze mówimy o ciągłych konfliktach. Więc będzie trochę politycznie i bardziej refleksyjnie w porównaniu do pierwszej płyty. Bo jak nie poruszać tych tematów, kiedy się nimi żyje, kiedy dzieją się takie rzeczy…

Choć wydaje się to czymś nowym, w gruncie rzeczy można potraktować to jako kolejny powrót do korzeni, do twórczości sprzed dekady, z czasów pierwszych kolektywów queerowo-feministycznych, w które Ania i Amina były zaangażowane. Powrót do tematów, które wtedy poruszały, zarówno na scenie, jak i na ulicach, podczas licznych manifestacji. I, jak zauważamy, jest to bardzo przykre, że na protestach mówi się te same rzeczy, co 15 lat temu, że nie zmieniło się zbyt wiele.

Teraz nasza muzyka nie jest dla nas aktywistyczna. O miłości między nami mówiłyśmy już wcześniej, śpiewamy o niej i samo w sobie ma to już jakąś polityczną moc. Chcemy normalizować tematy queerowe, ale tak, jakby nie było to coś z arsenału haseł, które trzeba nosić na transparentach. Nie chcemy się silić na wielkie, aktywistyczne protest songi, nie czujemy tego tak bardzo. Nie przychodzą do mnie złote strofy – mówi dalej Ania – które miałyby ludzi motywować do działania, pokrzepiać. Na protest songi częściej wysilają się osoby szerzej znane, i które, paradoksalnie, nie identyfikują się nawet jako osoby LGBTQ+. Na początku byłyśmy wkurwione, że np. Maria Peszek, która artystką queerową nie jest, zbija na tym kapitał. A to przecież my jesteśmy LGBTQ+. Ale teraz podchodzimy do tego spokojniej, bo może komuś taka piosenka pomoże, przyniesie trochę dobra. A my robimy swoje, jesteśmy i nie znikamy.

Niestety jest coś prawdziwego w tym, że artyści_stki ze społeczności LGBTQ+ są na polskiej scenie muzycznej o wiele mniej znan* i pozostają w sferze alternatywnej – mimo, że sam temat queeru i queerowa kultura przedostają się w ostatnich latach coraz bardziej do mainstreamu. Szkoda jednak, że nie dzięki artyst(k)om, którzy_re tak się identyfikują. Smuci więc fakt, że np. wspomniana Maria Peszek, w wywiadzie przeprowadzonym przez Agnieszkę Szydłowską, mówi bez wahania, że w Polsce queerowych zespołów czy wyoutowanych muzyków_czek nie ma (na szczęście dziennikarka wspomina w przytoczonej rozmowie zespół Cudowne Lata). Są, ale niestety działają na poziomie bardzo niszowym i niezauważalnym, nie zawsze z ich wyboru.

I KONIEC KOŃCÓW
Po naszej rozmowie wydaje się, że Ania i Amina są w dobrym miejscu w życiu, pomimo wszystkiego, co wydarzyło się przez ostatnie dwa lata – a może właśnie paradoksalnie dzięki temu. Nadal są tą zakochaną, kosmiczną parą, napędzającą się wzajemnie do działania. Parą, której udało się wynieść z tego okresu coś dobrego.

Mamy spokojniejsze i bardziej wyrozumiałe podejście do siebie i naszej pracy, lepiej radzimy sobie, gdy pojawiają się tarcia. Nie jesteśmy takie nerwowe jak przy pierwszej płycie. Wtedy próbowałyśmy dopiąć wszystko na ostatni guzik, w pośpiechu, by wykorzystać szansę. Miałyśmy większe parcie – żeby wszędzie być, żeby tworzyć kontakty. Pandemia uderzyła akurat w środek promocji płyty Kółko I Krzyżyk, więc na początku było ciężko. Ale z czasem stwierdziłyśmy, że lepiej zastopować. Przestałyśmy też pić alkohol, który trochę nas rozregulowywał, szczególnie, gdy grałyśmy koncerty. Zaczęłyśmy uprawiać sport, dbamy o siebie. A będąc dobrymi dla siebie, łatwiej przychodzą do nas piosenki, łatwiej się mobilizujemy i wszystko dzieje się bardziej harmonijnie. Płyta będzie po części zapisem tego czasu, bo zaczęłyśmy tworzyć pierwsze utwory latem 2020 r., ale teraz jesteśmy na etapie końcowym nagrywania. Uczymy się nowych utworów i mamy nadzieję na koncerty letnie, już z częściowo
nowym materiałem.


A czym są dla nich obecnie „cudowne lata”?

One są zawsze, choć zmieniło się trochę patrzenie na świat. Jest jakaś nuta, może nie optymizmu – przy świadomości, co dzieje się teraz i kiedyś, w Polsce i na świecie, przy niekończących się nierównościach i konfliktach – ale nuta nadziei. I przez zachowanie jej choć odrobinę, przez tworzenie relacji z ludźmi, pisanie muzyki, dzielenie się sztuką, można to życie uczynić znośnym, a nawet dobrym.