NE_NI logo

Język obcych z długim blond jedwabiem

Zachary Larysz

Moje ostatnie słowa na tej stronie poświęciłem demonstracji, której byłem cyfrowym uczestnikiem. O wymiarze cyfrowego uczestnictwa w obecnych doświadczeniach protestowych poświęcę kiedyś osobną ilość akapitów. Teraz jednak chciałbym się skupić na kolejnej demonstracji, w której dane było mi uczestniczyć, już na żywo. I jednocześnie możliwie zaprosić do praktyk ulicznych, które są pełne mądrości, wrażliwości i uważności, która zmienia świat. Tylko musi być nas w tym procesie znacznie więcej.

Zanim przejdę do sedna, nie ukrywam, że jestem jedną z tych osób, która z dużym sceptycyzmem obserwowała prounijny zryw, obecny na ulicach miast 10 października. I nie dlatego, że jestem przeciwnikiem Unii, w życiu. Jednak potrzebowałem tłumów porównywalnej skali, będących głosem wsparcia dla osób, które umierają w lasach w imię kolonialistycznego mitu granicy. Mitu utrzymywanego przy życiu w imię narracji pełnej strachu, nawiązywania do praktyk wojny, patriotyzmu, który w swoim bezmyślnym przelewaniu krwi i ksenofobicznej agresji nijak ma po drodze z patriotyzmem, w który chcę wierzyć. Potrzebowałem Was tam, o tej 16:30, pod pomnikiem Kopernika, tego samego dnia. Niezliczona ilość osób, błąkających się po lasach przy wschodniej granicy, potrzebowała – i nadal potrzebuje – Waszego głosu, wsparcia, tłumu i sprzeciwu, wobec tych niewyobrażalnych w mądrej i empatycznej głowie praktyk, jakie serwuje nam rząd. Od ósmego sierpnia wiemy, że jest źle. Od ósmego sierpnia części z nas serca szarpią się jak wściekłe ptaki, duszące się w naszych klatkach piersiowych. Ponad dwa miesiące nasz oddech w płucach jest jak z ołowiu, przyciągając zaklęciem grawitacji nasze torsy bliżej gruntu, powodując to niewypowiedziane uczucie strachu, bezsilności, gniewu i paniki.

Wiem, że jeżeli, kiedykolwiek – mam nadzieję, paradoksalnie, że nigdy – w obliczu podobnego kryzysu humanitarnego będę świadkiem kilkudziesięcio-tysięcznych tłumów na ulicach, w ramach protestu, będę szczęśliwy. Szczęśliwszy – mam w sobie dużo wrażliwości, która wzmacnia moje szczęście teraźniejsze, więc zadbam o to słowo należycie – będę szczęśliwszy. Bowiem będę miał poczucie, że los niewinnych nie jest społeczeństwu tak obojętny, jak dotychczas ponuro prezentują to sondaże. Poczucie takiej zmiany będzie dla mnie radością.

I te myśli miałem, kiedy słuchałem skąpany w słońcu popołudniowej niedzieli przemówień podczas demonstracji przeciwko działaniom rządu, w kontekście wydarzeń przy wschodniej granicy. Obejmowałem wzrokiem może niecałe trzysta osób. Osoby przemawiające w różnoraki sposób ukazywały problematykę granicy, jako ekonomicznego, socjologicznego narzędzia do konstruowania stereotypu i wroga. Duża przestrzeń została poświęcona językowi. Możesz bowiem jednym słowem wyznać miłość, głębszą niż Rów Mariański, kolejnym zrobić ranę w sercu, głębokości porównywalnej. W NE_NI staramy się poświęcić maksymalną uważność językowi i jego często niedocenianej roli edukacyjnej i generującej w rzeczywistości, co, mam nadzieję, zdążyłaś już, droga osobo czytelnicza, zauważyć.

Nawet nie umiem policzyć, na ilu demonstracjach dotychczas byłem. Przemówienia przez te lata były przeróżne, czasem pełne mądrości i zrywu, czasem fatalnie przeczytane z kartki, czasem pełne tremy, a w innych razach emanujące apelem, którego dane zgromadzenie potrzebowało. Były również sytuacje artystyczne, poezja, pieśni. Trafiły z różnym skutkiem w bębenki uszne autora tego tekstu, który swego czasu karmił je punkowo-metalowo-jazzowym miksem rytmu i szarpania strun. Niekoniecznie dla tych bębenków zdrowym.

Jednak poezji przeczytanej, w buncie, w obcym języku nie doświadczyłem nigdy. Bowiem przy mikrofonie, tego 10 października, pojawiła się osoba, która podzieliła się swoim migracyjnym doświadczeniem. Strachem o życie, kryzysem psychicznym, szczerymi słowami. Przyznała, że spotyka się w Polsce z krytyką, kiedy używa swojego języka ojczystego. Tu moje gardło się nieco ścisnęło. Przypomniał mi się fragment piosenki duńskiego zespołu Tesco Value „Song of an Emigrant”:

The language of aliens with long blond silk
Will not be respected because of Mothers milk
So look back and find a virginal soul mate
The song of an emigrant will not change, it’s too late!
*

*Język obcych z długim blond jedwabiem
Nie będzie szanowany z powodu mleka Matki
Więc spójrz wstecz i znajdź dziewiczą bratnią duszę
Pieśń emigranta się nie zmieni, jest już za późno

Wykluczenie językowe, z jakim się mierzą osoby o doświadczeniu migracyjnym, w przypadku chociażby polskiego rynku pracy, często są barierą – w szczególności współtworzoną przez skomplikowaną biurokrację i politykę kraju daleką od wzmacniania praktyk integracyjnych – w wyniku której możliwości zawodowe nawet wysoko wykształconych osób są bardzo wąskie. A wręcz nawet postrzegane, jako marginalne. Jaki bowiem znamy stereotyp osoby o narodowości ukraińskiej i zawodu, jakiego często podejmuje się w Polsce? Osoba sprzątająca, budowa, usługi, na przykład. Dalej: tworzymy, karmimy mechanizmy wykluczeniowe językiem, wzmacniając wrogą i fobiczną narrację medialną, czy z najbliższego otoczenia. Musimy mieć uważność, jakiego rodzaju komunikaty powielamy. Wysyłając dalej konstrukty językowe, oparte na stereotypach, dehumanizacji, stygmatyzowaniu, wykluczeniu, czy żartobliwe (są lepsze materiały na kawały, naprawdę), jesteśmy współodpowiedzialne_ni za wzmacnianie przemocowej rzeczywistości, z którą część z nas od lat próbuje walczyć u podstaw. Droga osobo czytelnicza, zajrzyj proszę na stronę, na przykład „Słownik Empatyczny Języka Polskiego”, jest dostępny na portalu Facebook. Ich treści są fantastyczne, pod kątem szerzenia świadomości empatycznych praktyk językowych. Poczytaj chociażby o Porozumieniu Bez Przemocy. Patrz na komunikaty, jakie wysyłasz w świat. Uważność wobec języka – to jest źródło zmiany! Nie ma „ale”!

Byłem zachwycony, kiedy osoba na demonstracji przeczytała swój wiersz. Przeczytała go po rosyjsku, całe ciało drgało każdą jego sylabą. Przeczytała go w swoim języku ojczystym, z pełną świadomością idących za tym konsekwencji. Pomimo, iż jakiś czas wcześniej, śpiewając w tym samym języku w miejscu publicznym, usłyszała by „nie używała języka wroga”. Zadeklamowała wiersz, którego dosłowną treść zrozumiała garstka. I może kolejna garstka pojęła jego emocjonalne znaczenie. Ja nie wiedziałem, o czym jest. I w sumie nie potrzebuję się dowiedzieć. Był on jak melodia, apel, skroplone wzruszenie, jak pakiet komunikatów wirujących ponad językiem znanym człowiekowi.

Również byłem nieco zasmucony przemówieniami warszawskiej prounijnej demonstracji, tamtego dnia, późnym popołudniem. Tak obfitej w „gotowi do obronienia”, „walczmy”, „odbierają nam”. Tak bardzo brakowało mi tych apelów o praktyki oddolne, o tę uważność, o receptę na zmianę. Apele o solidarność w walce są szczytne, ładnie wyglądają na ekranach, sprawdzają się w zbijaniu kapitału politycznego na wybory – jednak historia nas nauczyła, że rewolucje są trochę jak sianie nowych roślin – niestety, trzeba przekopać grunt do korzeni, wyciągnąć wnioski z poprzednich upraw, zasiać na nowo i wykazać się cierpliwością, czułością.

Oczywiście, po tylu latach protestowania, po zeszłojesiennych tysiącach osób na polskich ulicach nasze myśli i potrzeby mogą być dalekie od uczestnictwa w kolejnej demonstracji, kolejnym proteście. Ale wzmocnienie mądrego głosu na tych wydarzeniach swoją obecnością jest potrzebne w tych czasach. A nuż, usłyszycie wiersz, który tknie w delikatną strunę waszego wnętrza. Działajcie, zmieniajcie, obserwujcie i reagujcie. Każdego dnia macie kolejne szanse.

Sięgnijcie po nowe NE_NI w grudniu. Będzie w nim o czułości wobec języka, o mądrości jaką powinno się wyciągać z historii i pamięci o przeszłości, o wykluczeniu w wielu jego wymiarach.


I zacznijmy, w końcu, używać każdego języka w pełni empatycznie.