NE_NI logo

Portret Krzysia

Maciej Kogut

Fot. powyżej (fragment), Krzysztof Jung, 1981 (© Grzegorz Kowalski). Dzięki uprzejmości Gunia Nowik Gallery

W pewien sposób był postacią tragiczną. Ze swoją wrażliwą, piękną osobowością. Ponieważ zawsze dążył do jakichś ideałów, do zachwytu, do piękna, do czegoś wznioślejszego. I to było autentyczne. Zmagał się ze swoimi wadami charakteru, słabościami, obawami… Ale był szalenie żywym człowiekiem. To nie ulega wątpliwości.

Takimi słowami — w filmie Imago Krzysia (2016 r.) — wspomina Krzysztofa Junga jego wieloletnia przyjaciółka, Dorota Krawczyk-Janisch. Razem ze swoimi dziećmi, Barbarą i Adamem (realizatorami wyżej wymienionego dokumentu), jest spadkobierczynią i opiekunką twórczości malarza. Artysty, niestety, trochę dziś zapomnianego, również w polskiej społeczności queerowej, którego życie zostało nagle przerwane w wieku 47 lat. Zmarł niespodziewanie, 5 października 1998 r. na wskutek silnego ataku astmy.
Choć w latach 90. „Krzyś”, bo tak chciał, by na niego mówiono, tworzył mniej, a skupił się na byciu „panem od rysunku i historii sztuki” w XIV Społecznym LO im. Józefa Czapskiego w Warszawie, to jednak nie porzucił swoich ideałów czy fascynacji innymi ludźmi. Nie zrezygnował również z życia w zgodzie ze sobą, życia w pełni, życia sztuką. Nadal szukał sensu. Pomimo pojawiających się problemów ze zdrowiem czy narastającego poczucia wyobcowania, samotności i przemijania.

Lustra, Wojciech Piotrowski, Krzysztof Jung, 1980 (© Grzegorz Ko- walski). Dzięki uprzejmości Gunia Nowik Gallery

Czuję w sobie tyle przestrzeni, że chyba nie starczy mi życia, aby wypalić się nim po ostatek.

Warszawiak, urodzony 11 lipca 1951 r. Charakterystyczna czarna, bujna czupryna, ciemniejsza karnacja, smukła sylwetka. Energiczny chód i głośny śmiech. Wrażliwy zodiakalny Rak. Irytował wielu, i narzucał swoje przekonania innym, będąc zaborczym autorytetem, któremu trzeba się podporządkować. Ale jednocześnie fascynował i przyciągał do siebie ludzi. Gromadził ich wokół, obdarzał zainteresowaniem i roztaczał pewną przyjazną aurę. To ludzie i relacje, które z nimi budował były dla niego tak ważne.
Do słynnej w środowisku artystycznym „Jungówki”, będącej jego rodzinnym  domkiem letnim, położonym niedaleko Góry Kalwarii, przyjeżdżało przez lata wiele osób: przyjaciele_ółki Krzysia, artyści_stki czy jego uczniowie i uczennice (w latach 90.). Stworzył z nich alternatywną rodzinę, choć niektórym nie podobała się jej dworska hierarchia, w której Jung stawał się „królem”, a reszta satelitami, krążącymi wokół.
,,Jungówka” funkcjonowała też jak pewien „ekosystem” — środowisko procesu przygotowawczego do działań artystycznych i parateatralnych (z nasuwającymi się odniesieniami do teatru Jerzego Grotowskiego), opartych na wspólnotowym charakterze. To właśnie swoim bliskim artysta zadedykował wiele z intymnych performansów bazujących na tzw. nitkowaniu, w których niektóre (być może najważniejsze) warstwy interpretacyjne nie były nigdy dostępne dla innych odbiorców_czyń.

Bycie wobec świata to najważniejszy moment w pracy twórczej. Dopiero potem przychodzi problem opisywania, warsztatu.

Za debiut działań performatywnych Junga można uznać część jego pracy dyplomowej zatytułowanej Wizualne i niewizualne aspekty przestrzeni, którą obronił w 1976 r. na Wydziale Architektury Wnętrz warszawskiej ASP. Jungowski „teatr plastyczny” i ludzkie, zazwyczaj nagie, ciało stały się podstawowym nośnikiem jego sztuki w latach 70. i na początku kolejnej dekady, przypadającej na okres działalności w warszawskiej galerii Repassage i późniejszego prowadzenia Repassage’u 2. Performanse Junga, w sporym skrócie, polegały na owijaniu nićmi ciał modeli_ek, tworząc coś na kształt kokonu, a sam artysta jeden ze swoich performansów nazwał nawet Kokonienie. Fascynowała go holometabolia, czyli przeobrażenie zupełne larwy w doskonałą postać owada, i skonfrontowanie tego procesu z wewnętrznymi przemianami człowieka, dialogiem z samym_ą sobą. Czasem skrępowane nićmi ciało modela_ki Jung łączył z przedmiotami, aby opowiedzieć o powiązaniu człowieka z otaczającym nas światem, rzeczami i pojęciami. Innym razem z siedzącą wokół publicznością — jak w inspirowanej twórczością Kafki Przemianie (dedykowanej Wojciechowi Karpińskiemu) z 1978 r. Artysta „nitkując” nagiego modela i uzależniając go od zgromadzonych wokół obserwujących, mówi o społecznych relacjach i, w tym przypadku, o ich opresyjnym charakterze. Ruchy widzów_ek miały realne, fizyczne i  bolesne odziaływanie na ciało w utworzonej sieci. W Miłości Jung tworzy natomiast intymną opowieść o związku dwóch konkretnych postaci, kobiety i mężczyzny, o ich skomplikowanej i delikatnej pajęczynie utkanej z emocji i uczuć, o pożerającym ją (także dosłownie) ogniu.
Sztuka Krzysia z tamtego okresu to także krytyka otaczającej go szarej rzeczywistości społeczno-politycznej i działania w przestrzeni publicznej. W 1978 r. podczas Studenckiej Jesieni Kulturalnej, używając białej i czerwonej nici, Jung oplótł bramę Uniwersytetu Warszawskiego. Na Krakowskie Przedmieście wrócił w kolejnym roku wraz z akcją Całopalenie IV. Epitafium uliczne pamięci Jana Palacha. Stan wojenny i zamknięcie Repassage’u skomentował natomiast performansem Caprichos XIII – Gdy rozum śpi, budzą się potwory, podczas którego ze zawiązanymi oczami próbował odtworzyć ołówkiem na kartonie tytułową rycinę Goyi. Tym wydarzeniem zakończył się jeden z etapów twórczości Junga i rozpoczął kolejny, ukierunkowany głównie na malarstwo. 

Kolorowy Święty Sebastian, około 1990 roku, pastel na papierze, 33 x 25 cm, Dzięki uprzejmości Gunia Nowik Gallery

Jakie trudne jest malowanie, modlitwa z autoanalizą, jakie męczarnie. Chciałbym uciec, stchórzyć, nie wierzyć. Przeklinam to, co każe mi wariować.

Jak pisał w swoim artykule Raimund Wolfart, Krzysztofa Junga można zdecydowanie uważać za prekursora sztuki gejowskiej w Polsce. Nigdy wcześniej na naszym polskim podwórku artystycznym nie pokazywano w taki sposób męskiego ciała — w sposób, który zrywał z dotychczasową tradycją unikania tematu homoerotyzmu i spychania go do poziomu tabu.
Trzeba pamiętać o tym, że ruch LGBTQ+, jaki znamy dzisiaj, nie był jeszcze w Polsce ukształtowany za życia Junga. Czasy PRL-u i lat 90.  to okres pewnej powszechnej społecznej schizofrenii, która dotykała również tematu nieheteronormatywności. Z jednej strony ludzie tacy jak Krzyś próbowali żyć normalnie (na ile to możliwe), o relacjach między osobami tej samej płci często wiedziano. Z drugiej strony nigdy jednak nie przedostało się to do publicznego, oficjalnego dyskursu.
Mówiąc o osobie, jaką był Krzyś, nie ma również sensu i potrzeby etykietować go konkretnymi tęczowymi literkami. Wydaje się, że był gdzieś poza tym. Nie ukrywał swojej seksualności, miał do niej „awangardowe” i pełne wolności podejście. Nie uważał się też za gejowskiego artystę — był kimś znacznie więcej, a jego seksualność stanowiła tylko pewną część jego osoby i jego twórczości.
Skupiając się jednak na wątkach homoerotycznych w sztuce Krzysia, pojawiają się one już od samego początku, od działalności w Repassage’u. Jego fascynacja metamorfozą owadów nie uzewnętrzniała się tylko w performansach, ale i w rysunkach kokonów o fallicznych kształtach, przypominających męskie przyrodzenie (np. jedną ze swoich prac z 1977 r. nazwał Mucha erotyczna). Także we wcześniej wspomnianych działaniach parateatralnych można pokusić się o queerową interpretację opresyjnych relacji na linii społeczeństwo-mniejszości. Prawdopodobnie najbardziej wymownym queerowo w jego karierze pozostaje performans Rozmowa (1980 r.), w którym wziął udział sam artysta, jak i jego bliscy, Dorota Krawczyk i Wojciech Piotrowski. W trakcie, gdy kobieta siedziała obok, mężczyźni zszyli swoje ubrania, po czym zdjęli je z siebie, zostawiając na ziemi, i nadzy opuścili pomieszczenie.  
Również te klasyczne, pełne homoerotyzmu, motywy w sztuce zdecydowanie nie były mu obce. W latach 70. razem z Grzegorzem Kowalskim pozował do rzeźby Barbary Falender, Ganimedes. Z tego samego czasu pochodzą również zdjęcia nagiego i zakrywającego swoją twarz Krzysia do innego projektu artystki, Narcyz, na podstawie których dwie dekady później została utworzona część nagrobku Junga, znajdującego się na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. To właśnie młodzi, nadzy, piękni mężczyźni, tacy jak mitologiczni Ganimedes czy Narcyz, stali się jednym z motywów przewodnich jego malarstwa i rysunków, na których skupił się w latach 80. Akty męskie, w tym odwołujące się do mitu o Narcyzie autoportrety, pełne sensualności i pożądania, ale i ogromnej delikatności, ugruntowały pozycję Junga jako jednego z rewolucjonistów w polskiej sztuce współczesnej. Bardzo możliwe, że spory wpływ na jego twórczość pod tym względem (choć na pewno nie tylko) miały liczne podróże po Europie. Może to queerowa Florencja czy Rzym zainspirowały go do stworzenia cyklu nazwanego imieniem patrona Wiecznego Miasta, przez wielu uważanego za „patrona gejów”. Mowa oczywiście o świętym Sebastianie i serii aktów męskich stworzonych przez Junga w latach 1985-1992 (ołówek, intensywne pastele czy różowa akwarela).
Lata 80. i początek lat 90. to także nieustanne czerpanie z natury oraz wewnętrzne poszukiwania i zmagania artysty. W tym okresie powstały liczne olejne kompozycje pejzażowe o mocnych kolorach — symboliczne, samotne, czerwone drzewa, ciemne zielenie, niepokojące fiolety i niebieskości (m.in. Raj, Macewy czy Drzewa ). 

Bałem się, że już nigdy nie wróci pasja, a jednak się myliłem. Kocham świat i jego Stwórcę i wiem, że jest w nim wszystko, czego się nawet nie umiem domyślić, wiele przeczuwam i chcę ciągle zabierać Tajemnicę”. I te potajemne kradzieże kocham najbardziej.

W 1993 r. w warszawskiej Zachęcie otworzona została wystawa retrospektywna poświęcona działalności Repassage’u. Pojawił się na niej Jung, pracujący już jako nauczyciel rysunku i historii sztuki, a w jednej z sal znów zawisły pajęczyny z misternie zaplątanych przez niego nici. Wielki artystyczny sukces. Lecz w międzyczasie z ,,Jungówki” skradzionych zostało wiele jego dzieł, które niestety nie odnalazły się do dziś, a w samym Krzysiu coś się zmieniło. Nie do końca wiadomo co. Stał się wycofany, czuł się niezwykle samotny. Nasilające się problemy z astmą, śmierć ojca czy myśli o przemijaniu nie pomagały.
Po śmierci Krzysia skończyła się jakaś epoka. Odszedł performer i malarz, a może raczej uduchowiony poeta, skupiony na silnym przeżywaniu świata, emocji i zjawisk, szukający sensu i wolności. Ale, przede wszystkim, człowiek głodny relacji z ludźmi, zafascynowany życiem, które w swoim drobnym ciele uosabiał. Płomień, który zbyt szybko zgasł.

Krzysztof Jung, Berlin 1985. Dzięki uprzejmości Gunia Nowik Gallery
  • Do zajrzenia:
    — oficjalna strona poświęcona artyście (wraz z materiałami archiwalnymi, kalendarium życia i twórczością artysty): http://www.krzysztofjung.com/ (dostęp: luty 2022).
    — wirtualne zwiedzanie wystawy Krzysztof Jung. Przemiana: https://360s.waw.pl/vt/asp/2016/11przemiana/ (dostęp: luty 2022).
  • Do obejrzenia:
    — film dokumentalny: A. Janisch, B. Janisch, Imago Krzysia, 2016 — udostępniony przez twórców na platformie Vimeo: https://vimeo.com/255618499 (dostęp: luty 2022).
  • Do przeczytania:
    — red. A. Czarnocka, W. Karpiński, Krzysztof Jung: Peintures et dessins, Bibliothèque Polonaise, Paryż, 2017.
    — P. Leszkowicz, Performance pożądania. Po nitce do kłębka, czyli erotyka Krzysztofa Junga, w: Parametry pożądania, Universitas, Kraków, 2006.
    — red. W. Karpiński, M. Nowak-Rogoziński, Krzysztof Jung: Der männliche Akt | The Male Nude, Schwules Museum, Berlin, 2019.
    — red. M. Sitkowska, Krzysztof Jung (1951-1998), Muzeum im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni — Oddział Muzeum Narodowego w Warszawie, Warszawa, 2001.
    red. K. Urbańska, J. Zgierski, Krzysztof Jung. Przemiana, Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie, Warszawa, 2017.
    — R. Wolfert, Płomień. Krzysztof Jung, prekursor polskiej sztuki gejowskiej (tłum. D. Krawczyk-Janisch), w: Zeszyty Literackie, 2011, nr 1/113, s. 104-110, dział Sylwetki.