NE_NI logo

Bez nich nie byłoby nas. Rzecz o zwierzęcych terapeutach w czasie kryzysu i nie tylko.

Magdalena Anna Brzezicka

Fot. powyżej Białka i Myszka, Bałkany 2022 (fot. Magdalena Anna Brzezicka)

„Aby mieć właściwe spojrzenie na własną pozycję w życiu, człowiek powinien posiadać psa, który będzie go uwielbiał i kota, który będzie go ignorował.”

Samuel Butler

Na nasze szczęście, nie jesteśmy same_mi na ziemi. W ramach ćwiczenia z aktywnej imaginacji wyobraźmy sobie świat otaczający nas, który nagle, w ciągu sekundy, przestaje szczekać, mlaskać, miauczeć, piać, mruczeć, piszczeć, skrobać, rżeć, śpiewać… Obraz, który się właśnie wyłonił jest raczej upiorny. Ziejący pustką i nieprzyjazną ciszą. Nawet nie będąc aktywnym hodowcą, właścicielem, domownikiem, jesteśmy połączone_ni ze zwierzęcą częścią przestrzeni w sposób naturalny. Otacza nas i uzupełnia, dodaje koloru i reguluje wewnętrznie. Wzbudza strach i szacunek. Tu, gdzie mieszkam, czyli na Bałkanach, dzielę przestrzeń domową z dziko żyjącymi skorpionami, które są naturalną obsadą terenów górskich regionu. Spotkania z nimi na etapie porannej kawy nie należą do najprzyjemniejszych, ale zawsze przypominam sobie, że one były tu przede mną i na swój sposób goszczą mnie w dzielnicy, która należy do nich. Omijamy się więc z szacunkiem. Mogłabym godzinami opowiadać o jeżach, dzięciołach, lisach, sokołach, dzikich pszczołach i innych elementach mojego przydomowego ekosystemu, może będzie ku temu okazja następnym razem. Gdyby ktoś był zainteresowany rozmowami o przyrodzie południowo-wschodniego krańca Europy, zapraszam serdecznie do kontaktu przez redakcję kwartalnika.

Elena i Misiu, Bałkany 2022 (fot. Magdalena Anna Brzezicka)

W artykule skupiam się głównie na naszych najczęstszych towarzyszach, czyli psach i kotach. Tytułu „terapeuty” nie posiadają one jednak na wyłączność – więzi podobnego rodzaju mogą utworzyć się między człowiekiem, a każdym ssakiem. Szerokie grono miłośników zwierząt egzotycznych chętnie opowie o relacji budowanej też ze wszelkiego rodzaju gadami i płazami. Sama miałam kiedyś przyjemność dzielić mieszkanie ze znaczącą liczbą węży i żółwi (legalnie oraz w odpowiednich warunkach) i do dziś jestem pod wrażeniem bogactwa ich charakterów i bliskiej relacji, którą nawiązały z domownikami. Każde zwierzę jest tu ważne – pies, kot, świnka morska, krowa i koń, gekon, papuga, rybka (lista może się nie kończyć) mogą być na poziomie emocjonalnym głęboko połączone z właścicielką_em i pełnić rolę dyżurnego terapeuty w czasach spokojnych i mniej spokojnych.

Patrząc na temat historycznie, pierwsze próby zaangażowania zwierząt w terapię dla osób z zaburzeniami zdrowia psychicznego są datowane na XVIII wiek, przeprowadzane były na Wyspach Brytyjskich. Od tego czasu działania terapeutyczne z ich udziałem są szeroko rozpowszechnione na całym świecie: od delfinoterapii przez hipoterapię i ćwiczenia w obecności koni po psy asystujące leczeniu onkologicznemu i koty przebywające w hospicjach. Lekko pomijanym, a równie ciekawym elementem tego typu aktywności, są też odnoszące sukcesy próby włączania świń i świnek miniaturowych w działania terapeutyczne. Pokrótce – obecność zwierzęcia w procesie łagodzenia objawów zespołu stresu pourazowego, zaburzeń sensorycznych, demencji, nadpobudliwości, napięcia towarzyszącemu leczeniu chorób onkologicznych i neurologicznych. Pojawia się tutaj długa lista przypadłości, która wydaje się nie kończyć i równie długa lista zwierząt, które towarzyszą nam w zmniejszaniu intensywności ich symptomów. Jest to szeroki i inspirujący temat, związany z pracą szeregu instytucji i trenerów, a przede wszystkim, osobistych zalet i cech zwierząt włączonych w działania terapeutyczne. To złożone, wieloletnie programy, z którymi placówki podejmują współpracę, często trwającą przez dekady. Jednak nie tylko takie działania mają wyłączność na możliwość uczestniczenia w interakcji ze zwierzętami w kontekście terapii. Nasi zwierzęcy domownicy też wchodzą często w rolę terapeutów, a obcowanie z nimi może mieć skutek pozytywny dla jakości zdrowia psychicznego w wielu sytuacjach.

Interakcje ze zwierzętami (w warunkach profesjonalnej terapii jak i w życiu codziennym i domowym) mają funkcje łagodzące. Zwłaszcza psy, które uważnie uczestniczą w ludzkich aktywnościach, a dzięki wyczulonemu węchowi i wyćwiczonemu ewolucyjnie zmysłowi obserwacji, z łatwością odczytują i odpowiadają na nasze potrzeby. Oczywiście, robią to z pewną dozą własnej fantazji (każdy miłośnik i miłośniczka psów może sporo opowiedzieć o zjedzonych butach czy kradzionej garderobie) i niezależności, ale ze sprawną odpowiedzią. Zadowolone zwierzę w nastroju do zabawy czy przytulania przynosi przyjemne doznania sensoryczne, poczucie bezpieczeństwa i poprawia humor ze względu na sytuację zabawy. Opieka nad zwierzęciem gruntuje nas w regularności i spokojnej rutynie, ponownie osadzając w poczuciu bezpieczeństwa. Hormony szczęścia są w takiej sytuacji jak najbardziej obecne  – potocznie mówi się, że nawet 15 minutowy kontakt z psem lub kotem skutkuje znacznym zwiększeniem poziomu serotoniny we krwi. Potrzeba dotyku i przytulania jest naturalna w całym cyklu życia człowieka, a czworonożny towarzysz zaspokaja ją regularnie i w dużych dawkach.  Dalszą kategorią są tu emocje – przywiązanie i prosta, najważniejsza miłość jest czynnikiem łączącym nas z czworonożnym towarzystwem. Miłość ta może być kognitywnie odwzajemniona – badania przedstawione przez przez Doktora Paula J. Zaka w programie dokumentalnym “Cats v Dogs.” z 2016 roku, wyprodukowany przez stację BBC 2, potwierdzają, że psi i koci sposób przywiązywania się jest spójny z ludzką definicją miłości. Nie zawsze są to doświadczenia łatwe, właściciele zwierząt adoptowanych mogą potwierdzić, że budowanie bezpiecznej więzi tego typu zajmuje często miesiące i lata. W rozmowach o zwierzęcej behawiorystyce pojawia się często postulat, z którym osobiście się zgadzam: przy całym spektrum emocji, które dzielimy z innymi gatunkami, nie należy ich tak do końca „uczłowieczać” gdyż mają one własne sposoby wyrażania się i nie wszystko jest tu takie samo. Zadaniem człowieka jest więc raczej zrozumieć przeróżne modele i nauczyć się na nie mądrze odpowiadać. Pole do obserwacji jest  niekończące się i przynosi wiele przyjemności. Co gra również rolę w momencie posiadania zwierząt mniej kontaktowych (rybka w akwarium, gady czy płazy w terrariach), kiedy właśnie obserwowanie pełni rolę „uspokajacza”.

Białka i Myszka, Bałkany 2022 (fot. Magdalena Anna Brzezicka)

W moim domu jest nas sporo  – na chwilę obecną 3 duże psy i 4 koty. Przebywanie w takim otoczeniu wiąże się więc z niekończącym kołowrotkiem interakcji między zwierzęcych (w sytuacjach ich drobnych konfliktów, przyjaźni, humorów, preferencji) i zwierzęco-ludzkim. Jest głośno, chaotycznie i cały czas coś fruwa, przetacza się tu wiecznie tornado na wysokich obrotach. Ale muszę przyznać – zawsze jest u nas wesoło. Ta ekipa składa się ze zwierząt kiedyś bezdomnych – łapanych na poboczach, znajdowanych w śmietnikach, podrzucanych, z ciężką przeszłością i zapleczem trudnych emocji. Kiedy zapraszałam je do siebie, chęć pomocy wychodziła ode mnie (szczęśliwie miałam ku temu warunki i zasoby). Po czasie okazywało się, że i one pomagają mi w równym stopniu.  Poczucie samotności, niestety typowe dla dzisiejszych czasów, gdzieś zniknęło, ponieważ cały czas ktoś mam towarzystwo, a niekończąca się zabawa przesuwa część smutków na bok. Zawsze powtarzam, że mam w domu siedmiu terapeutów więc moja kondycja psychiczna jest całkiem nieźle zabezpieczona. Dwutorowa, odwzajemniona relacja ze stadem, które wspólnie tworzymy jest najlepszym, co mogło mi się przytrafić. Oczywiście, cały czas uczymy się siebie, a pełen obraz i kropkę nad „i” postawię pewnie dopiero po kilkudziesięciu latach przebywania wśród psów i kotów, ale refleksje, na chwilę obecną, po kilku latach, są absolutnie pozytywne, wzmacniające i ulepszające mnie. Zwierzaki zmniejszyły lekko ilość skarpetek i kapci w miejscu zamieszkania (ponieważ są ich nałogowymi kolekcjonerami i wiecznie gdzieś je zakopują), ale straty są tu minimalne w stosunku do zysków.

Za doświadczeniami z czasów spokojnych i obiektywnie stabilnych, przychodzą też doświadczenia kryzysowe, związane z trwającą obecnie wojną w Ukrainie. Zdecydowałam się na niepublikowanie zdjęć trudnych i pochodzących z ośrodków dla osób uchodźczych, ponieważ otrzymujemy ich codziennie wiele za pośrednictwem mediów, a moim celem jest porozmawiać tu raczej o cieple i nadziei, które dają nam zwierzaki. Kraj, w którym mieszkam przyjął kilkaset tysięcy osób uciekających przed wojną, a wraz z nimi przynajmniej kilkanaście tysięcy zwierząt towarzyszących (nie dysponuję dokładną statystyką, liczba jest szacunkowa, ale znaczna). Przyjechały do nas furgonetki wypełnione psami i kotami (kiedy miały miejsce ewakuacje hodowli), jak i wiele osób, których profil pokrywa się ze znanym z medialnych obrazów wizerunkiem człowieka, zabierającego z domu jedną walizkę i swojego psa. Żeby nie umniejszyć innym gatunkom – przyjechały też króliki, chomiki, fretki, papugi i żółwie, a także wiele innych, których nie spotkałam osobiście, a należą do bardzo bogatej mieszanki gatunków, które stały się priorytetem w ewakuacji dla swoich właścicieli i przyjaciół – ludzi.

Elena (fot. Magdalena Anna Brzezicka)

Taka ucieczka nie jest łatwa dla żadnej ze stron. Mamy do czynienia z człowiekiem w najwyższym stadium stresu i obawy o życie swoje i najbliższych, zmęczonych, po wielogodzinnych podróżach w ciężkich warunkach. Zestresowany człowiek prowadzi tu zestresowanego zwierzaka lub dużą ich ilość. Wspólne uczestnictwo w sytuacji granicznej jest kluczowe, a wzajemne wspieranie się w jej toku wydaje się być świadectwem bezgranicznie silnego przywiązania i dedykacji.  Psy oraz koty są stworzeniami, które w naturalny sposób przywiązują się do swojej codziennej przestrzeni życiowej (jej zapachu, struktury, rutyny), a nagła zmiana środowiska to dla nich duży stresor. Mówiąc o zaburzeniach stresowych i tym, że zwierzęta mogą doświadczać stanów lękowych i depresji, mieć traumę czy odczuwać niepokój, przekazujemy fakty. W momentach napięcia tracą apetyt, mogą mieć problemy ze skórą i sierścią, cierpieć na apatię, przejawiać zachowania aspołeczne. Do tego mając doskonały słuch, boją się wystrzałów i wybuchów o nieznanym pochodzeniu, których przyczyny nie potrafią sobie wytłumaczyć i przełożyć na „swój własny język”. Wiedząc o tym, trudno o większy stresor niż ucieczka z terytorium, na którym trwa wojna. Z mojej perspektywy całość przebiegała w sposób nad wyraz spokojny. Nie bez drobnych zawirowań, typu lekkie zadrapanie spowodowane zmianą klatek transportowych u zdezorientowanego i zmęczonego kotka czy przedźwignięcie się przy przenoszeniu wyjątkowo dużego pieska, którego nerwy doprowadziły do stawiania biernego oporu i nie chciał drgnąć ani o centymetr. Bywało też głośno, ponieważ nagromadzenie się dużej ilości zwierząt we wspólnej przestrzeni, zwłaszcza takich, które wcześniej się nie znały i mają obce dla siebie zapachy powoduje silną chęć dyskusji, zaznaczenia swojego zdania i punktu widzenia – szczekanie na trzydzieści gardeł to już orkiestra o wielu decybelach. Ogólnie było jednak spokojnie. Celowość działań, zmierzająca do zapewniania bezpieczeństwa i opieki jak największej liczbie istnień bardzo silnie ugruntowała je i sprawiała, że skuteczność była wysoka, mimo poziomu stresu i niepewności towarzyszących procesowi.

Nie sposób tu nie wspomnieć o osobach, które działały po ukraińskiej stronie granicy, będąc pierwszym punktem kontaktu i ewakuacji zwierząt z terenów objętych działaniami wojennymi, a które pracują w warunkach ciężkich i niebezpiecznych. Mierzą się z obiektywnym brakiem zasobów materialnych czy transportowych, tragedią niemożności uratowania wszystkich stworzeń na przykład ze schronisk na terenach ostrzelanych – tu myślę, że można mówić o prawdziwym, bohaterstwie i nadludzkiej ilości pokładów emocjonalnych oraz empatii. Wiele psów i kotów zostało ewakuowanych w kategoriach graniczących z cudem i, za generowanie cudu w czasach najtrudniejszych, należy się najgłębszy ukłon, dozgonna wdzięczność osobom tam działającym. Problemy natury obiektywnej na dalszych etapach ewakuacji: dieta, dostęp do opieki weterynaryjnej i jej koszty, organizowanie domów tymczasowych, przestrzeń i zabezpieczenie jej, to istotne elementy pracy humanitarnej w dzisiejszych czasach i bolączek, które trzeba pokonywać na co dzień, mając do czynienia z taką ilością przybyszów. Rolą człowieka jest je w takiej sytuacji jak najlepiej zaspokoić, zależnie od posiadanych zasobów i możliwości. Ogrom wspólnej pracy, dedykacji, siły i spokoju jest tutaj nie do przecenienia, na co złożyła się praca wielu wolontariuszy.

Obserwując całą sytuację w kontekście ewakuacji swojego zwierzęcia jako najważniejszej postaci na horyzoncie, bez której przemieszczenie się nie wchodzi w grę, nie trzeba szukać dowodu na to, jak ważną rolę odgrywają one w ludzkich życiorysach. Taki mechanizm przebiega dwutorowo, jest jednak wyraźniej i ostrzej widoczny w kontekście dramatu wojny i wydarzeń jej towarzyszących. Człowiek ratuje zwierzę, które jest dla niego ważnym, kochanym członkiem rodziny, a pies/kot/królik i inne, pełnią rolę stabilizatora dla człowieka. Powstaje rodzaj pięknej i wyjątkowej pętli, dotyczącej więzów, którym nic nie może stanąć na przeszkodzie. Nawet w najtrudniejszych obiektywnie warunkach zwierzęta dalej będą stabilizatorem i producentem pozytywnych emocji, gwarantem poczucia bezpieczeństwa, swego rodzaju „tarczą antystresową”, gdyż wartości te posiadają uniwersalnie, zostały one teraz przeniesione w trudne i nieprzyjazne warunki wojny obecnie się toczącej – dlatego też są tak wyraźnie widoczne.

Doktor Puchacz, Bałkany 2022 (fot. Magdalena Anna Brzezicka)

Więzi i bliskie relacje wydają się być tutaj słowami kluczowymi, a ich kultywowanie i celebracja nie ogląda się na sytuację geopolityczną, geograficzną czy materialną. Są najbardziej żywym i witalnym dowodem na istnienie miłości i przyjaźni niezależnej od wszystkiego, zdolnej pokonać wiele przeszkód i nie oglądającej się na nic. A także pozbawionej strachu. W czasach ciężkich, pełnych niepokoju i niewiadomego jutra, ten rodzaj miłości i więzi jest jednym z najbardziej nam potrzebnych, wartych celebracji i uwagi. Kiedy obiektywnie niemożliwym jest osobiste zaopiekowanie się zwierzęciem (należy zawsze przeliczać siły i zamiary na zasoby) –  funkcjonuje wiele pewnych i skutecznych fundacji, za pośrednictwem których można pomagać pośrednio, wspierając działania lub zaspokajanie potrzeby z rodzaju takich jak karma czy też koszty weterynaryjne. Zwierzęta mają na nas niesamowity wpływ, w ciężkich okresach warto o nich pamiętać i wspomóc w jaki sposób kto tylko może. Jak w tytule, pośrednio lub bezpośrednio bez nich by nas zwyczajnie nie było lub bylibyśmy –  ale nasze życie miałoby niższą jakość, a emocje nie mogłyby stabilizować się w tak przyjemny i skuteczny sposób.

Powyższy tekst dedykuję Misiowi, Puchaczowi, Elenie, Białce, Myszce, Muszce i Tulci. Nigdy nie miałam specjalnego talentu do wybierania zwierzęcych imion, ale kryje się pod nimi piękne i dumne stado (kiedyś) zwierząt bezdomnych, teraz moich domowników. Składają się na niesamowity mikro-wszechświat, za który oficjalnie bardzo im dziękuję.

Białka i Myszka, Bałkany 2022 (fot. Magdalena Anna Brzezicka)